wtorek, 27 stycznia 2015

Juno

Myśleliście, że pogoda to nudny temat? Nic bardziej mylnego. Od kilku dni można było zauważyć w telewizji coraz częstsze komunikaty, dotyczące nadchodzącej burzy śnieżnej Juno. Jak wiadomo, Stany słyną ze swojej ekstremalnej pogody, która czasami przeradza się w prawdziwe kataklizmy. Między innymi przez to Amerykanie bardzo poważnie traktują każdą anomalię i niesamowicie się do niej przygotowują. To, czego jednak doświadczyłem w przeciągu ostatnich dni przeszło moje oczekiwania.

Juno, burza śnieżna, którą zapowiadano jako jedną z największych tego typu w historii, miała uderzyć z całą siłą na wschodnie wybrzeże w nocy z poniedziałku na wtorek (26/27 stycznia 2015). Już w niedzielę podnoszono alarm, że atak może rozpocząć się następnego dnia rano, tak więc zaraz po pobudce w poniedziałek spostrzegłem kilka maili w mojej skrzynce pocztowej. Mówiły one o możliwych opóźnieniach i ostrzegały przed utrudnieniami. Faktycznie, w nocy padało trochę śniegu, ale nie za dużo. Największe nawałnice miały dopiero nadejść. Na szczęście (albo niestety) apogeum burzy miało się skupić na samym wybrzeżu, od którego jestem oddalony około 250-300km, tak więc na własnej skórze nie miałem okazji się przekonać o mocy Juno. Z drugiej strony, w telewizji już całe rano dominował jeden temat - Winter Storm Juno - A Historic Bilizzard #BlizzardOf2015. Wiedząc co się szykuje, specjalnie tego dnia postanowiłem, że w dużej mierze będę pracował w mieszkaniu, a nie w bibliotece, by móc śledzić relacje telewizyjne. Było warto.




Absolutnie fascynującym jest oglądanie przez ładnych parę godzin relacji o pogodzie. Tylko o pogodzie. Meteorolodzy, korespondenci na ulicach, wykresy pogodowe, prognozy. To wszystko może wydawać się nieco nudne, ale tylko na pierwszy rzut oka. Telewizja amerykańska, i nie mówię tu tylko o kanale 36 "The Weather Channel", ale o każdej informacyjnej stacji z CNN na czele. Oglądając tą ostatnią spędziłem całe popołudnie, kończąc przy okazji pierwszy rozdział swojej pracy magisterskiej. Wszyscy reporterzy opowiadali z niezwykłą pasją o śniegu, wchodzili w zaspy, machali linijkami i pokazywali ile jeszcze śniegu napada, sprawdzali jego konsystencję, spotykali się z losowymi przechodniami. Absolutne szaleństwo i fascynacja. 

W Nowym Jorku wprowadzono zakaz korzystania z samochodów od 23:00 w poniedziałek, w Bostonie od północy, by umożliwić pracę wszystkim służbom porządkowym. To sprawiło, że te dwa ogromne miasta w przeciągu kilku godzin praktycznie opustoszały. Kolejny przykład szaleństwa pogodowego. CNN wpadło na niezwykle fascynujący pomysł uruchomienia specjalnego samochodu, który obwoził widzów po pustych ulicach Nowego Jorku i pokazywał obecne warunki atmosferyczne. Nazwali go Blizzardmobile. Nieustające Breaking News, gdzie każda inna wiadomość jest niczym w porównaniu do zamieci śnieżnej.


Obudziłem się we wtorek rano, za oknem przyjemna, kilkucentymetrowa pierzynka świeżego śniegu. A w telewizji? Programy śniadaniowe poza takimi tematami jak wywiad z Backstreet Boys, czy szczeniaczki grające w football amerykański ("Puppy Bowl", tak, serio) i robienie drinków na rozgrzanie (z wódki Sobieski) i zagryzanie ich pączkami (pozdrowienia dla Fox News), cały czas wspominały i odnosiły się do Juno. Na kanałach stricte informacyjnych nieprzerwanie od poniedziałkowego popołudnia jest to wiodąca wiadomość. Nic dziwnego, w końcu odwołano prawie 8000 lotów. To jednak nie zmienia faktu, że niesamowicie interesującym jest oglądanie takiego nieprzerwanego spektaklu telewizyjnego o pogodzie. Relacje, nawet o tak przyziemnym temacie, zrealizowane są świetnie, prowadzone z prawdziwą pasją i zainteresowaniem.



To wszystko sprowadza się tak naprawdę do jednej obserwacji - jak fantastycznie Amerykanie potrafią opowiadać historie, nawet te dotyczące burz śnieżnych. Nie chodzi tu tylko o poziom produkcji telewizyjnych, ale bardziej nawet o sam sposób w jaki prowadzący przedstawiają to co widzą, o kulturę retoryki. Robią to tak, że mimo to, że piątą godzinę godzinę patrzy się na reporterów taplających się w śniegu, to chce się to robić przez kolejne pięć i podziwiać w jak fajny, fascynujący i pasjonujący sposób można powiedzieć, że dzisiaj w Connecticut spadło kilkadziesiąt centymetrów śniegu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz