niedziela, 18 stycznia 2015

Kościół po amerykańsku

Dzisiaj niedziela, więc postanowiłem pójść do kościoła. Stany Zjednoczone to kraj w większości stanowią protestanci, więc zastanawiałem się czy w takiej mieścinie jak Carlisle będzie jakikolwiek kościół katolicki. Okazało się, że znajduję się tutaj absolutnie mnóstwo kościołów wszelkich wyznań, w tym trzy katolickie w ramiach dwóch parafii. Pierwsza to parafia św. Patryka, która obsługuje dwa kościoły: Saint Patrick's Church oraz kościół przy Marsh Drive. Drugą jest parafia Marii Królowej Pokoju (Mary Queen of Peace Parish). Jako, że najbliżej z mojego mieszkania do Saint Patrick's Church to postanowiłem wybrać się właśnie tam. Minusem jest to, że niedzielna Msza Św. odbywa się tam tylko raz - o 8:00 rano (przy Marsh Drive są trzy Msze Św.). Z drugiej strony, kościół ten jest bardzo ładny, pomyślałem też, że doświadczę pierwszego spotkania z tutejszym katolicyzmem w mniejszej skali, gdyż przy Marsh Drive znajduję się dość duża świątynia. Alternatywą do Saint Patrick's jest tylko Msza Św. dla studentów, która odbywa się w hali ekumenicznej na kampusie o 15:00 każdej niedzieli i zapewne wybiorę się tam w przyszłym tygodniu, żeby zobaczyć na jakiej zasadzie się to odbywa.


Wracając jednak do głównego wątku. Moja wyprawa do kościoła była kolejnym wydarzeniem, które potwierdziło moje spostrzeżenie, że USA to naprawdę inny stan świadomości. Pomijam już fakt, że w trasie do i z świątyni ludzie mówili mi good morning na ulicy i się uśmiechali, nawet z daleka. Kiedy zbliżałem się do Saint Patrick's widziałem już dość sporo osób, które kierowały się w tym samym kierunku. Wszedłem do kościoła, a tam proboszcz stoi przy drzwiach, kościelny po drugiej stronie wraz z kilkoma innymi osobami, które jak później się okazało pomagały przy obrzędach. Wszechobecne good morning, have a nice ceremony, good to see you i welcome. Siadam w ławce, śpiewniki przygotowane, w lewej nawie ustawione numery pieśni, które będą śpiewane podczas Mszy. Kościół pełen wiernych.

Msza rozpoczęła się przez komunikat ze strony organistki jaki śpiewnik należy otworzyć i na jakiej pieśni. Ceremonialne wejście całej asysty, po czym nastąpiły obrzędy, które zasadniczo niczym nie różniły się od tych znanych w Polsce. Do czytań wyznaczone były osoby świeckie, tak samo jeśli chodzi o modlitwę powszechną oraz wniesienie darów. Słuchając kazania można było zauważyć uwielbienie Amerykanów do dobrej retoryki i przemówień. Proboszcz zaczął od żartów, później poważniejsza część, cała homilia była spisana i przemyślana. Komunia Święta nie odbywała się na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy", a podchodzono do niej ławkami, czyli coś co bardzo rzadko spotyka się u nas. Samą hostię przyjmuje się w 95% na dłoń, co także jest odmienne do polskich zwyczajów. Co ciekawe, Komunię rozdawała szafarka, kobieta.


Bardzo ciekawym doświadczeniem było wysłuchanie modlitwy powszechnej. Można było się dowiedzieć za co Amerykanie się modlą, co dla nich jest ważne. Biorąc pod uwagę, że w Stanach obchodzony jest dziś Martin Luther King Day, to modlono się o kontynuowanie jego dziedzictwa i zakończenia wszelkiej dyskryminacji rasowej (swoją drogą, później zapraszano na marsz ku czci MLK, który odbywa się dzisiaj w Carlisle). Wspomniano także o wsparciu dla marszu pro-life, który odbędzie się w najbliższy czwartek w Waszyngtonie. Proszono także o wszystko co najlepsze dla wojskowych i ich rodzin, a także weteranów, co bardzo dobrze pokazuje jak ważna jest to sprawa dla amerykańskiego społeczeństwa.

Jeśli chodzi o sam wystrój Kościoła, to poza typowymi witrażami, malowidłami na ścianach, ogromnymi figurami Św. Patryka i Św. Józefa przy głównym ołtarzu dwie rzeczy szczególnie zwróciły moją uwagę. Pierwszą są dwie ogromne flagi, które były umieszczone w dwóch nawach - po lewej stronie flaga Stanów Zjednoczonych, po prawej Watykanu. Druga to obraz Jezu Ufam Tobie związany z św. Faustyną Kowalską z krakowskich Łagiewnik. Ot taki lokalny akcent. Kult Bożego Miłosierdzia jest bardzo popularny w USA, więc jego widok nie był dla mnie absolutnym szokiem.


Wychodząc z kościoła byłem świadkiem analogicznego zdarzenia jak przy wchodzeniu. Wszyscy mnie żegnali, życzyli dobrej niedzieli. Proboszcz czekał na zewnątrz, ściskał dłoń każdego wiernego i dziękował za przybycie. Nastawienie iście amerykańskie. Bezpośredniość, uprzejmość i otwartość. Coś niesamowitego dla obcokrajowca. Czuć było znakomitą atmosferę wspólnoty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz